osiem, wciąż nie mógł skończyć pierwszego roku. Poza tym dumny był

-Tylko wtedy, jeśli złamie pani zasady. -A na czym one polegają? -Prześlę je pani e-mailem. -Rany, cóż za szczególna metoda. -Jedyna - powiedział cicho, gdy usłyszał jej kroki na schodach. Potarł skronie. Palce trafiły na blizny. Zaklął, zerwał się z fotela i zaczął krążyć po pokoju. Zgrzytał zębami, zastanawiając się, jak zdoła przeżyć, gdy po jego domu panoszyć się będzie ta olśniewająca i pyskata piękność. Laura zmywała naczynia. Dlaczego jest tak wytrącona z równowagi? Niech on sobie siedzi w tej swojej pustelni i rozmyśla. Co ją to obchodzi? Nie może tylko pozwolić, by dziecko, które spodziewało się poznać swojego tatę, poczuło się odrzucone. Jeszcze zobaczymy, pomyślała, wkładając do pralki stertę ubrań. Następnie postanowiła rozejrzeć się po domu. Skrzypiąc podeszwami tenisówek, szła szerokim holem, w którym stała średniowieczna zbroja. Zaglądała mimochodem do mijanych pokojów. Zwróciła uwagę na obrazy, antyczne sofy i wazy tak delikatne, że wydawało się, iż mogą pęknąć od samego dotknięcia. Weszła do salonu. Minęła dwoje zamkniętych drzwi. Pewnie http://www.deskatarasowa.info.pl/media/ wstała wcześniej, by przyrządzić dla niej śniadanie. Wchodząc do gabinetu pomyślał z ulgą, że nareszcie znalazł kogoś odpowiedniego. Zerknął na stojącą na biurku fotografię żony i odwzajemnił jej uśmiech. Lily wróciła z dziećmi z parku w samą porę, by zdążyć na pyszną sałatkę owocową i ziemniaki w mundurkach, przygotowane przez Beę. – Theo w domu w ciągu dnia nie jada wiele – odpowiedziała na jej pytanie starsza kobieta. – Zaniosłam mu do gabinetu kanapkę i kawę, ale zejdzie pewnie dopiero na kolację. Naprawdę ciężko pracuje. Martwię się, że aż nazbyt ciężko. – Zniżyła głos, by nie usłyszały jej dzieci. – Przypuszczam, że chce w ten sposób zagłuszyć żal po stracie żony. – Westchnęła. – Staramy się mu pomagać, ale

Laurze, która przez ostatnie trzy miesiące nie słuchała właściwie niczego poza muzyką klasyczną w czasie prób i lekcji tańca, te odgłosy wydają się obce, jakby pochodziły z Marsa. Laura i Simon są jakieś trzydzieści metrów od altany. Dziewczyna rozpoznaje już twarze. Szuka wśród nich pewnej ładnej buzi. W ciągu minionych weekendów, przychodząc do Greenwoodów, widywała różnych znajomych brata Grace: jego najlepszych kolegów - Toby'ego i Zacha, tych, którzy pierwszego dnia wzięli ją za jego dziewczynę. Toby zawsze przyprowadzał swoją. Laura rozpoznaje atrakcyjną brunetkę, którą tamtego dnia obserwowała z okna, jak paradowała w bikini nad basenem, razem ze swoją jasnowłosą koleżanką. Ale blondynki o imieniu Amber od tamtej pory nigdy więcej już nie widziała. To pewnie było głupie, ale siedząc przy zasypiającej Grace, pomyślała, że jeśli Amber nie pojawi się również dzisiaj, to ona może wreszcie uwierzy w to, co powiedział kiedyś Simon - że ta ładna blondynka nie jest jego dziewczyną. Laura widzi już, że Amber nie ma, i zaczyna iść nieco pewniejszym krokiem. Ale wtedy jeden ze stojących do niej plecami chłopców odwraca się. Sprawdź choć raz znaleźć się po drugiej stronie barykady. Do tej pory tylko broniłem facetów, z których wielu popełniło zarzucane im zbrodnie. Wiem, bo mi się zwierzali. Mimo to miałem obowiązek bronić ich najlepiej, jak potrafię. Niektórych uniewinniano. – Richard spojrzał ponuro w przestrzeń. – Wcale mi się to nie podobało. Muszę się jakoś po tym odświeżyć – dodał, zdziwiony tym, że zdradza jej swoje najskrytsze myśli. – Parę razy sam miałem ochotę wydać sukinsynów. Po prostu wyjść na środek i powiedzieć, co wiem. – Ojej! – Pochyliła się w jego stronę z błyszczącymi oczami. Jej bluzka trochę się rozchyliła, ukazując dekolt. Richard poczuł nagły przypływ pożądania. Z trudem oderwał wzrok od jej biustu, czując się winny. Julianna opuściła powieki, a następnie spojrzała na niego przez długie