prosto w oczy. – Pana też nie zawiodę, jeśli dostanę tę pracę.

- Gdybym była potrzebna, jestem w kuchni. O pierwszej przyniosę lancz - informuje Jenny i odchodzi. Laura przekracza próg, zamyka drzwi i wolno zbliża się do małej. - Mam na imię Laura. Spędzimy razem trochę czasu i mam nadzieję, że będziemy się dobrze bawić. Dziewczynka się nie odzywa, a grymas wykrzywia teraz jej twarz tak, że przestaje być śliczna. Kiedy Laurę dzieli od niej jakieś pięć metrów., odwraca się do niej plecami. - Trudno, poczekam, aż będziesz miała ochotę ze mną rozmawiać. Nauczona doświadczeniem, wie, że nie może nalegać. Trafiały jej się dzieciaki, które przy pierwszym spotkaniu zachowywały się podobnie jak Grace. Na początku niemal stawała na rzęsach, żeby nawiązać z nimi kontakt, ale im bardziej się starała, tym bardziej się wycofywały. Szybko się zorientowała, że w takich wypadkach najlepszą metodą jest ignorowanie ich. Wystarczało pięć minut, dziesięć, czasami kwadrans, ale działało niezawodnie. Jest pewna, że teraz też zadziała, siada więc spokojnie na kanapie, która ma kształt trzech siedzących koło siebie misiów, opiera głowę na misiowej mordzie, rękę na misiowej łapie i zaczyna czytać z kartki litanię. Kilka minut temu, zdziwiona, że pani Greenwood nie odczuwa potrzeby porozmawiania z kimś, kto ma się zajmować jej dzieckiem, pomyślała, że może należy ona do tych dobrze zorganizowanych osób, które wolą wszystko zapisać, żeby nie zapomnieć o czymś ważnym. Teraz widzi, że wskazówki nie zostały spisane przez nią. Jest to ulotka, ta sama, którą Laura dostała przed rokiem - wytyczne, z którymi musiały się zapoznać wszystkie opiekunki podpisujące umowę z agencją Amandy Newton. Brzmiały dosyć sensownie, ale już po kilku tygodniach pracy z dziećmi Laura zdała sobie sprawę, że są tak ogólne i teoretyczne, że kiedy pojawia się prawdziwy problem, nie są pomocne. Nie pomagają na przykład wtedy, kiedy dzieciak podbiega do opiekunki i woła: - Jesteś suką! Tak jak teraz robi to Grace. Zszokowana Laura prostuje się na kanapie; głowa nie dotyka już misiowego pyska, za to ręka kurczowo ściska misiową łapę. Otwiera usta, ale nie bardzo wie, co powiedzieć. Musi więc wyglądać mało inteligentnie z tymi otwartymi ustami. Nie chce, żeby dzieciak to widział, puszcza więc misiową łapę i wstaje z kanapy. - Suka, suka! - wykrzykuje Grace. Laura robi kilka kroków w kierunku drzwi. Wyjść stąd jak najszybciej, myśli. W głowie kołacze jej się treść ostatniego punktu zlecenia. „Honorarium nie zostanie wypłacone zleceniobiorcy, jeśli ze swojej winy będzie się opiekował dzieckiem zleceniodawcy krócej niż zostało to ustalone”. Spogląda na zegarek. Jest tu dopiero od dziesięciu minut. Jedna szósta godziny. Straci tylko trzy dolary. Jeśli zostanie godzinę, przepadnie osiemnaście, jeśli zniesie tego potwora o buzi aniołka przez dwie godziny, będzie żałować trzydziestu sześciu dolarów. - Suka, suka! - wydziera się Grace coraz głośniej. Laura jakiś czas temu czytała o opiekunce, która udusiła dzieciaka. Przeraził ją ten artykuł, ale teraz przeraża ją myśl, że może morderczyni wcale nie była aż tak zwyrodniała, jak jej się wtedy wydawało. Oczywiście, że chciałaby, żeby jej nazwisko znalazło się w gazetach. „Laura Boland w roli Odetty zamienionej w białego łabędzia zachwyciła widzów swoją techniką i siłą wyrazu”. Marzy o tym, owszem. Ale nie o tym, żeby trafiło do rubryki kryminalnej. „IB maja Laura Boland w bestialski sposób zamordowała Grace Greenwood, sześcioletnią dziewczynkę, którą się opiekowała”. - Suka, suka! W swojej rocznej karierze niani nieraz mogła się przekonać, jak nie do zdarcia bywają gardła jej podopiecznych, ale żadne nie wydzierało się tek jak Grace. Laura jest już w połowie drogi do drzwi, kiedy budzi się w niej chęć walki z tą małą. To przecież niemożliwe, żeby opiekunka z rocznym doświadczeniem nie mogła sobie poradzić z pięcioletnią smarkulą. A swoją drogą, zastanawia się, skąd mała zna takie słowa? Nie odwraca się, ale zmienia kierunek i nie idzie już w stronę drzwi, lecz do otwartego okna. Już wcześniej z dworu dochodził regularny głuchy stukot, tak jakby ktoś grał w tenisa. Słuch jej nie mylił. Kilkadziesiąt metrów od domu jest kort, na którym dwie pary grają w debla. Oddziela go od ogrodu rząd gęsto rosnących drzew i Laurze trudno się zorientować, czy należy do Greenwoodów, czy do sąsiedniej posesji. http://www.deskaelewacyjna.biz.pl - Suka, suka! - wydziera się Grace coraz głośniej. Laura jakiś czas temu czytała o opiekunce, która udusiła dzieciaka. Przeraził ją ten artykuł, ale teraz przeraża ją myśl, że może morderczyni wcale nie była aż tak zwyrodniała, jak jej się wtedy wydawało. Oczywiście, że chciałaby, żeby jej nazwisko znalazło się w gazetach. „Laura Boland w roli Odetty zamienionej w białego łabędzia zachwyciła widzów swoją techniką i siłą wyrazu”. Marzy o tym, owszem. Ale nie o tym, żeby trafiło do rubryki kryminalnej. „IB maja Laura Boland w bestialski sposób zamordowała Grace Greenwood, sześcioletnią dziewczynkę, którą się opiekowała”. - Suka, suka! W swojej rocznej karierze niani nieraz mogła się przekonać, jak nie do zdarcia bywają gardła jej podopiecznych, ale żadne nie wydzierało się tek jak Grace. Laura jest już w połowie drogi do drzwi, kiedy budzi się w niej chęć walki z tą małą. To przecież niemożliwe, żeby opiekunka z rocznym doświadczeniem nie mogła sobie poradzić z pięcioletnią smarkulą. A swoją drogą, zastanawia się, skąd mała zna takie słowa? Nie odwraca się, ale zmienia kierunek i nie idzie już w stronę drzwi, lecz do otwartego okna. Już wcześniej z dworu dochodził regularny głuchy stukot, tak jakby ktoś grał w tenisa. Słuch jej nie mylił. Kilkadziesiąt metrów od domu jest kort, na którym dwie pary grają w debla. Oddziela go od ogrodu rząd gęsto rosnących drzew i Laurze trudno się zorientować, czy należy do Greenwoodów, czy do sąsiedniej posesji. - Chcę się pobawić klockami - słyszy nagle głos dziewczynki. - Mówisz do mnie? - Pewnie, że do ciebie. - Tylko, że ja chyba nie mam ochoty z tobą rozmawiać - odpowiada Laura. - Chcę się pobawić klockami - powtarza mała. Laura obojętnie przygląda się czterem postaciom na korcie - dwie są w krótkich spódniczkach, dwie w szortach. Tenis nigdy jej specjalnie nie pasjonował, zwłaszcza od czasu, gdy postanowiła całkowicie poświęcić się baletowi. Kiedy przed rokiem ona i rodzice musieli całkowicie zmienić styl życia i zrezygnować z wielu rzeczy, które wcześniej były dla nich powszednie, wcale nie żałowała, że nie będzie już grać w tenisa. Musisz ze mną rozmawiać - mówi Grace. - Tak? A to dlaczego? - Bo moja mama ci za to płaci. - Nie, Grace, twoja mama nie płaci mi za to, żebym rozmawiała z dziewczynką, która mnie obraża. - Laura pilnuje się, żeby na nią nie spojrzeć.

tego nie chcesz. Zdołała w końcu złapać oddech. Nigdy nie widziała Johna w takim stanie. Nawet nie przypuszczała, że człowiek może tak wyglądać. Gdzie podział się ten mężczyzna, którego znała i kochała? Cierpliwy, delikatny i czuły? Pochylił się i spojrzał na nią zimnym, okrutnym wzrokiem. Sprawdź Otworzył usta, jakby chciał coś wytłumaczyć, ale szybko zmienił zdanie. - Mam swoje powody. No więc, czy to panią interesuje? Tysiąc dolarów. Kilka godzin, trzy wieczory w tygodniu za tysiąc dolarów. Rozejrzała się za ukrytą kamerą, ale przypomniała sobie, że już od lat nie nadają tego programu. Nie zdając sobie sprawy, jak znaczące jest jej zachowanie, Malinda obracała w palcach leżące na biurku koperty z rachunkami. Tysiąc dolarów poważnie zmniejszyłoby rachunki za leczenie ciotki Hattie. Nie, to bez sensu. Przecież nie ma czasu