ogień. Gdyby tylko mogła złapać konar drzewa! Może dałoby się na

ani minuty mojego czasu, jeżeli ta minuta mogłaby zaważyć na możliwości uzyskania jakichkolwiek informacji o Justinie. - A jednak poświęciłaś czas na kolację z Susanną i Ripem. - To zupełnie co innego i doskonale wiesz, o czym mówię. Jeżeli musiałabym odwołać tę kolację w ostatniej chwili, bo pojawiło się coś ważniejszego, Kosperowie nie byliby na mnie wkurzeni. Ani nawet zdenerwowani. Jesteśmy przyjaciółmi, ale nasze drogi tylko czasami się przecinają. Nie są ze sobą połączone. - Z tego, co mówisz, wynika, że nie możemy nawet być przyjaciółmi. - Chyba niezupełnie o to ci chodzi - prychnęła. an43 179 - Twarda jesteś - uśmiechnął się szeroko mimo zdenerwowania. - Ale ja lubię wyzwania. - Nie jestem żadnym wyzwaniem. A to nie jest żadna tania gierka. I nie czuję się dobrze z tym, że stawiasz mnie dokładnie na tej pozycji, której chciałam uniknąć: czyli zmuszasz do zajęcia jasnego stanowiska, niezgodnego z twoimi oczekiwaniami. Jeżeli po prostu http://www.dentalweb.pl/media/ randka. - Nie było o czym opowiadać. Stare dzieje. Nie zgodziłam się na żaden kompromis i skończyło się. - To źle - orzekła poważnie Susanna. - Wcześniej czy później będziesz musiała pójść na jakiś kompromis. Wszyscy muszą. To jedyny sposób, by jakoś sensownie żyć. - Może kiedyś - odparła Milla. Kiedyś, gdy już znajdzie Justina i diabeł przestanie smagać ją ognistym biczem po piętach. Do tego czasu nie wolno jej spocząć ani zająć się poważnie czymkolwiek innym. an43 124

Pavona, zostawił je obok ciała i przy dusił sporym kamieniem. Trzeba było coś zrobić z bronią. Diaz nie zniszczył pistoletów, jak zawsze robili Brian i Milla, lecz ukrył je na wypadek, gdyby miały przydać się im w przyszłości. Miał w pobliżu samochód, przyleciał do Chihuahua i zajął się tam rzeczami, o których wolał nie mówić. Potem przyjechał do Juarez. Auto nie było półciężarówką z rodzaju tych, Sprawdź milczeli, nie zaszczycając kawy nawet przelotnym spojrzeniem. Najwyraźniej zimna wojna trwała w najlepsze. True bardzo chciał odwieźć ją do domu, Rip bardzo nie chciał mu na to pozwolić. Milli wydawało się, że widzi, jak nerwy Ripa zaczynają puszczać, i zdecydowała, iż czas na wkroczenie do akcji. - Chwileczkę - powiedziała spokojnie. - Żaden z was nawet nie spytał mnie o zdanie. Jak na komendę spojrzeli na nią obaj. - Wybacz - Rip nie wyglądał na skruszonego. - Poczułaś się traktowana przedmiotowo? - Odrobinkę - uśmiechnęła się do niego, bo wiedziała, że nie spodobają mu się jej następne słowa. - Mam do pogadania z True, więc pojadę z nim.