odpowiedziałaś na pierwsze z moich pytań.

W szafirowej sukni, z rozpuszczonymi ciemnymi włosami była zjawiskowo piękna. Tak bardzo się o nią bał! - Alice - zaczął łagodnie - po co narażać się na niebezpieczeństwo? A jeśli w teatrze naprawdę coś się stanie? Pomyślałaś o tym? Pomyślała, i to nieraz. Odkąd Emmett uprzedził ich o zagrożeniu, nie zaznała chwili spokoju. Bała się, ale strach nie działał na nią paraliżująco, nie zmniejszał jej determinacji. - Napisałam tę sztukę - mówiła, poprawiając w lustrze włosy. - Wyprodukowałam ją, ale - podniosła głos, nie pozwalając sobie przerwać - nie to jest najważniejsze. Pierwszym powodem, dla którego muszę być dziś w teatrze jest to, że jestem twoją żoną. Argument był mocny, jednak nie na tyle, by skłonił go do zmiany zdania. Chciał, żeby została w pałacu, bo tu była bezpieczna. Tu nie mogło spotkać jej nic złego, na zewnątrz zaś, wręcz przeciwnie. - Kochanie, posłuchaj. Wiesz, że Emmett rzadko się myli. Chyba nie chcesz narażać siebie i dziecka? Rozumiem, że ta sztuka jest dla ciebie ważna, ale... - Ty jesteś ważniejszy - wtrąciła szybko. - Wobec tego zrób to, o co cię proszę. Na moment zacisnęła zęby, chcąc w ten sposób przeczekać największe wzburzenie. - Jasper, a zostaniesz tu ze mną? - Przecież wiesz, że zostałbym, gdyby to było możliwe. - Niecierpliwie przeczesał palcami włosy. - Nie mogę zamykać się w czterech ścianach za każdym razem, gdy Blaque nam grozi. - No właśnie. Robisz to dla Cordiny. Nie zapominaj, że teraz to także moja ojczyzna. - Alice, jesteś dla mnie najdroższa na świecie. Tak niewiele brakowało, abym cię stracił. Znała go i wiedziała, że to ona musi zrobić pierwszy krok. Podeszła więc do niego i wzięła za ręce. - Ty też jesteś dla mnie najdroższy - mówiła, patrząc mu głęboko w oczy. - Dlatego usiądę obok ciebie w królewskiej loży, bo tam jest moje miejsce. Bella stała przed drzwiami książęcych apartamentów i dokładnie słyszała całą rozmowę. W takich chwilach z trudem godziła się ze swoją rolą w całej sprawie. Cullenowie dawno już przestali być dla niej symbolami pewnej monarchii. Pod każdym imieniem krył się człowiek, którego znała i lubiła. Zaprzyjaźniała się z nimi, choć dobrze wiedziała, że było to surowo zabronione. Zamknęła oczy, policzyła do trzech, po czym energicznie zapukała. - Entrez! - W głosie Jaspera wyczuła rozdrażnienie, otworzyła więc drzwi, ale nie przestąpiła progu. - Przepraszam, zdaje się, że przeszkadzam. - Nic podobnego - odezwała się Alice ciepło i gestem zaprosiła ją do środka. - Widzę, że jesteś już gotowa. Patrząc na skromną beżową suknię i gładkie uczesanie Bella, poczuła lekki zawód. Miała nadzieję, że z czasem uda jej się namówić przyjaciółkę do złagodzenia surowego wizerunku. http://www.csf.net.pl dworze na skraju wrzosowisk. - To zupełna prowincja? - Ach nie, tam jest cudownie! Spokój, cisza, wspaniałe widoki. Buckley on the Heath nie może się równać z Londynem, ale stało się moim domem. A Michaił chce go zniszczyć! Spodziewałam się, że szybko stamtąd wyjedzie, ale on zamierzał w nim osiąść na dłużej. Niepojęte! Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że odpowiadało mu właśnie oddalenie Talbot Old Hall od świata, bo można tam było w sekrecie knuć intrygi. Podeszła do małej kamiennej chrzcielnicy z wodą święconą. - Mam nadzieję, że to nie świętokradztwo - szepnęła i ostrożnie zwilżyła skrawek halki. Owijając delikatnie zranioną rękę Ale - ca, zaczęła opowiadać, co się wydarzyło tamtego czwartku. Stała w cieniu Talbot Old Hall i z przygnębieniem patrzyła na oddalającą się grupkę przerażonych wieśniaków. Zrobiłaby wszystko, żeby tylko ułagodzić ich i pocieszyć. Z

- Nie nazywaj mnie tak! - Z rozwianymi włosami, w przemoczonej odzieży, zamachnęła się gasidłem. Cofnął się odruchowo, jak przystało na mistrza fechtunku. Zdumiała go jej zawziętość. Kobiety już nieraz groziły mu śmiercią, lecz żadna nie próbowała wprowadzić tego w czyn. - O rety! - jęknął, a potem parsknął śmiechem. Nie potrafił zachować powagi. Poczerwieniała ze złości. Sprawdź - I w dodatku wygadana. Potrafi dociąć lepszym od siebie. Jestem pod wrażeniem! - Zostaw nas, Abby - wykrztusił Alec. Becky zrozumiała, że Eva może być niebezpieczna, skoro posłużył się jej fałszywym imieniem. Jeśli jednak uważał, że go zostawi sam na sam z tą harpią, to niewłaściwie ją ocenił! - Abby? Jakie pospolite imię! - Eva znów zaniosła się śmiechem. Zabrzmiał on jednak zgrzytliwie. - A zatem masz kochankę, tak jak przypuszczałam. Mój drogi, przede mną nic się nie ukryje. Za dobrze cię znam. - Och, nie jestem jego kochanką, madame - odparowała Becky z anielskim uśmiechem - tylko narzeczoną. - Do licha, Becky! - mruknął pod nosem Alec i natychmiast przeraziła go własna gafa. - Becky? - powtórzyła jak echo Eva. - Myślałam, że ona ma na imię Abby? Becky spojrzała z niepokojem na Aleca, zdając sobie sprawę, że Eva chce go wytrącić z równowagi.