- Czekaja na pania tutaj - powiedziała Carmen, ujmujac

- I nigdy ci nie powiedział, kto zaadoptował moją córkę? - Nie - odparł stanowczo sędzia. - No, ale ty nigdy go nie zapytałeś, prawda? - Zdaje mi się, że już o tym rozmawialiśmy - burknął lekceważąco. - Musisz to jakoś przeboleć, żyć swoim życiem. Właśnie słyszałaś, jak rozmawiałem ze swoim pomocnikiem o sprzedaży części bydła. Jest ku temu powód. Uzgadniałem z moimi prawnikami sprawę mojego testamentu, a ponieważ i tak tu jesteś, pomyślałem, że może chcesz wiedzieć, co w nim jest. - Co takiego? Nie. To znaczy, będziesz żył długo i nawet nie chcę myśleć, co się stanie, kiedy umrzesz. - No cóż, panienko, będziesz musiała o tym pomyśleć - stwierdził - ponieważ ja nie będę żył wiecznie. - Sięgnął do szuflady, a Shelby wstała. - Mam tu gdzieś kopię... - Nie muszę jej oglądać. - Do diabła, gdzież ona się podziała? Powinnaś wiedzieć. Chciałbym, żebyś zadbała o kilka osób, które dla mnie pracowały albo pomogły mi dostać nominację, i żebyś zajęła się paroma funduszami charytatywnymi, w które była zaangażowana twoja matka... cholera jasna, gdzież ona jest? - Sapnął i zacisnął usta, a potem zatrzasnął gniewnie szufladę. - Hm, w skrócie przedstawia się to tak: ty dziedziczysz wszystko. Wiem, że spodziewałaś się tego, bo jesteś moim jedynym dzieckiem, ale jest pewna zagwozdka. - Nie obchodzi mnie to. - Posłuchaj mnie, dobrze? - Znowu zaczynał wpadać w złość i twarz mu poczerwieniała. - Nie chcę, żebyś sprzedała ten dom czy którąś z posiadłości i... - Wpił w nią surowe spojrzenie. - Oczekuję, że zamieszkasz tutaj. - Co? Och, tato, dlaczego poruszasz ten temat w takim momencie? - zapytała i zauważyła, że jego twarz http://www.cars-blogi.com.pl Wydmuchnał wielki balon gumy i zmru¿ył oczy, pochylajac sie nad kolejna strona raportu. Panstwo Cahill te¿ nie przystawali do wizerunku szczesliwej amerykanskiej rodziny z serialu „Pełna chata”. Przypominali raczej bohaterów „Dynastii”. Głowa rodu była Eugenia - sztywna, afektowana, sliska jak wa¿. I fałszywa jak przysłowiowy banknot trzydolarowy. Alexander, jej najstarszy syn i ma¿ Marli, wydawał sie byc - przynajmniej z pewnego dystansu - me¿czyzna marzen ka¿dej kobiety. Przystojny, wysportowany, wykształcony. Zanim przejał po ojcu miedzynarodowa korporacje Cahill Limited, przez kilka lat pracował jako prawnik. Po smierci starego Alex odziedziczył wszystko.

wiedziała, ¿e powinna byc tym poruszona, ale czuła sie coraz bardziej senna. - Ale chyba nie mamy wyboru, prawda? Powiedziałem mu, ¿e wypowiedziała jego imie, a on zgodził sie przyjechac. Wiec mówiłam cos? Jak? Nie pamietała, ¿eby była w stanie cokolwiek powiedziec ani w inny sposób kontaktowac Sprawdź Och Boże, gdzie to jest? Zrobiła dwa kroki, wpadła na biurko i zaklęła pod nosem. Biip! Biip! Biip! Zlana potem, zapaliła latarkę i skierowała snop światła na ścianę niewielkiej recepcji, a potem na kalendarz i kontakt, aż w końcu natrafiła na małą tablicę rozdzielczą w pobliżu szafy. Modląc się po cichu, obeszła biurko Etty i stanęła przed urządzeniem alarmowym. Jaki był kod? Urodziny ojca. Wcisnęła odpowiednią kombinacje klawiszy, a potem Enter. Biip! Biip! Biip! O cholera! No i co teraz? Rozgorączkowana, spróbowała daty urodzin matki. W końcu sędzia nadal trzymał ulubione kwiaty Jasmine na stole i dbał o jej grób. Biip! Biip!... Do diabła. Szybko wyczerpały jej się pomysły. Zdesperowana, wcisnęła liczby oznaczające jej datę urodzenia i alarm nagle ustał. W biurze zapanowała cisza. Tylko serce Shelby waliło jak młotem.