Czuła bolesny ucisk w gardle, nie mogła mówić, ale przecież nie była już szesnastoletnią dziewczynką, tylko dorosłą kobietą. Wiedziała, czego pragnie. - Chciałabym znowu być z tobą, Santos. Bardzo. Czy... czy myślisz, że to możliwe? - To zależy. - Od czego? - Od ciebie. Od tego, co zechcesz przyjąć. - Pochylił się ku niej i pocałował ją krótko w usta. - Moje uczucia się nie zmienią. Do zobaczenia, księżniczko. ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SZÓSTY Hope szła długim, ciemnym, śmierdzącym korytarzem. Wstrzymała oddech, lecz na niewiele się to zdało. Raptem uprzytomniła sobie ze zgrozą, że czuje swój własny zapach. Zacisnęła powieki. Przez głowę przemykały obleśne obrazy: oto wije się na łóżku spleciona w uścisku z jakąś grzeszną kreaturą, jak wąż z wężem. Najpierw oddaje się występnej rozkoszy, poddaje dłoniom i ustom mężczyzny, by po chwili z pejczem w dłoni karać go za grzechy. Bestii ciągle nie było dość. Hope zdusiła ręką cisnący jej się na usta krzyk przerażenia. Nienasycony potwór żądał więcej i więcej, nieważne jak wielką okazywała mu uległość. A wszystko przez tego chłopaka, przez Santosa. Poprzez zaciemnione okna i ciężkie, zamknięte na zasuwę, metalowe drzwi przedostawała się do środka światłość. Dobro zmagało się ze Złem. Hope otoczyła się ciasno świetlistą opończą. Dobro zwycięży, wierzyła w to, musiała wierzyć. Jeżeli nie uwierzy, będzie zgubiona. Jeszcze kilka kroków i wydostanie się z tego zapomnianego przez Boga miejsca, Bestia może się uspokoi, nasyci. Otworzyła drzwi, wymknęła się na zewnątrz i pobiegła do samochodu, modląc się, by nikt jej nie zauważył. Dopiero w samochodzie odetchnęła z ulgą. Tak jak przypuszczała, Światło pokonało Ciemności. Czuła teraz błogi spokój. Położyła głowę na kierownicy i odpoczywała. Oddychała coraz wolniej, coraz spokojniej. Zamknęła oczy. Odkąd kilka tygodni wcześniej pojawił się u niej Victor Santos, żyła jak w jakimś koszmarze. Zasięgnąwszy porady adwokata, zrobiła tak, jak żądał detektyw - wypełniła dokładnie wszystkie jego instrukcje. Odegrała rolę kochającej córki, tragicznej ofiary, która uciekła od matki dla ratowania samej siebie. Ku jej zdziwieniu wszyscy przyjaciele i znajomi dali się nabrać. Dodawali jej odwagi, okazywali zrozumienie, sympatię, współczucie, a nawet litość. Jednak nie miała złudzeń, że w salonach Nowego Orleanu aż huczy od plotek. Widziała, że jej osoba budzi odrazę. Nic nie było już takie samo - nawet Ojciec Rapier patrzył na nią innymi oczami. Oto córka dziwki, brudna i pospolita, napiętnowana grzechem. Zacisnęła palce na kierownicy. Ciemności naigrawały się z niej, szydziły swoim urągliwym śmiechem. Zasłona czystości opadła i odtąd Bestia, silniejsza teraz niż kiedykolwiek, nie dawała jej chwili wytchnienia. Opanowanie i wstrzemięźliwość, którymi tak się kiedyś szczyciła, które były jej tarczą, zawodziły ją coraz częściej. Została napiętnowana przez Cień. Teraz widzieli to wszyscy. http://www.butychiruca.pl/media/ bo nie było jej stać na ubezpieczenie. Gemma będzie potrzebowała samochodu, by wozić Jamiego do szkoły, gdy zaczną się mrozy. Zarobki Willow stanowiły cały dochód rodziny. Ale choć czasami bywało im ciężko, Willow nigdy niczego nie żałowała. Dlatego weźmie tę posadę i zjawi się jutro na progu Summerhill gotowa do pracy. Nie ma wyboru. Nie może jedynie pozwolić, by Scott Galbraith dowiedział się, że jest odpowiedzialna za tragedię, która dotknęła jego rodzinę siedem lat temu, Willow pokonała drogę do Summerhill na rowerze. Zwolniła trochę u szczytu ulicy, w miejscu, w którym droga się rozwidlała. Jedna ścieżka prowadziła do frontowych drzwi wielkiego, białego domu o niebieskich okiennicach, podczas gdy
- Twój tata juŜ idzie, kochanie - powiedział. Popatrzył na Alli z czułością - I mama teŜ - dokończył. Cztery dni później Mark przyszedł na zebranie Klubu Ranczerów, zwołane przez Gavina. Był piękny teksański wieczór, a w domu czekały na niego dwie równie piękne młode damy. Wszystko było juŜ ustalone. Za tydzień Mark i Alli biorą ślub. Sprawdź Spojrzała nań, unosząc brwi ze zdziwieniem. - CzyŜby? Uśmiechnął się. - Tak, o to mi chodzi. Zaczerpnęła powietrza, myśląc, Ŝe ostatnio ona i Mark nadają na tych samych falach. - Nie rozumiem, Mark, co masz na myśli. On tymczasem zjechał na pobocze, wyłączył silnik. Obrócił się ku niej, odsuwając kapelusz z czoła. Po co to zrobił? - pomyślała. Teraz widzi jego oczy, a ich blask zapiera jej dech w piersi. - Powód moich przeprosin jest mianowicie taki: to ja zacząłem cię całować, a nie powinienem był. Kiedy po wiedziałem, Ŝe popełniliśmy błąd, to miałem na myśli ów pocałunek. Powiedziałem ci, Ŝe nie chcę się z nikim wiązać. Tej nocy