jakby odzyskał syna marnotrawnego. Ale syn wcale nie ma zamiaru okazać skruchy. Ani prosić o łaskę. – Ja do Mistrza muszę – opędza się przed miętoszącymi go rękami przyjaciół i uchyla przed braterskimi pocałunkami. – Braci trzeba ostrzec, że Pilchowski oszust, knuje, sprawę na złą drogę prowadzi. – Ten znów swoje. Mało ci tego? Na oczy przejrzyj, z nami bądź. – Nie mogę, bo to wy błądzicie. Ale Mistrz i wasze drogi kiedyś wyprostuje. Uwierzcie! – Ziobro wyrywa się z objęć Dzieżyńskiego i pędzi za Pilchowskim. Ksiądz chce go ścigać, ale zanim postąpi krok, za ramię łapie go Podhorecki. – Zostaw. On dla nas stracony. 40/86 2 jula 1845, czwarta czterdzieści pięć Chce wytrzeźwieć. http://www.budujemy.edu.pl w skrzydło otwartych drzwi, roztrzaskał je na dwoje, po czym spadł na ganek, stoczył się po trzech stopniach i ugrzązł w błocie. – Ach, więc tak! No to czekaj, długopoły. Twarz rycerza z drwiącej zmieniła się w zdecydowaną, podbródek wysunął się do przodu, oczy błysnęły stalą. Cudowny obrońca przyskoczył do mnicha, przyjął elegancką bokserską postawę i obsypał szeroką mordę kapitana gradem celnych, soczystych ciosów, które niestety nie zrobiły na Jonaszu żadnego wrażenia. Drab odmachnął się od natarczywego przeciwnika jak od dokuczliwej muchy, potem chwycił go za ramiona, uniósł w górę i odrzucił na dobre dwa sążnie. Przyglądająca się walce dama tylko jęknęła. Blondyn natychmiast zerwał się na nogi i zrzucił z siebie niepotrzebny w takich okolicznościach szlafrok. Koszuli pod szlafrokiem nie było, toteż oczom pani Poliny objawił się płaski brzuch i muskularna, porosła złotym włosem pierś. Teraz bojownik jeszcze bardziej
wobec pani tym, że... Polina Andriejewna nie dała mu dokończyć: – Nie będę pana słuchała. Żegnam. – Proszę zaczekać! Obiecałem odwieźć panią do miasta. Jeśli... jeśli moje towarzystwo jest pani tak nieprzyjemne, to nie pojadę, ale proszę mi pozwolić przynajmniej dać pani powóz! Sprawdź pewien wzór nowego typu zbrodni. Jonesboro, Arkansas; Springfield, Oregon; Littleton, Kolorado; Fort Gibson, Oklahoma. Kolejne szkoły, kolejne tragedie. Gazety ostrzegały przed epidemią przemocy, która ogarnęła amerykańską młodzież. Niektóre obwiniały gry komputerowe, łatwy dostęp do broni, zapracowanie rodziców. A może to Hollywood, senat albo Jerry Springer? Coś trzeba było jednak zrobić, żeby powstrzymać tę klęskę. Zabronić posiadania broni, objąć cenzurą kreskówki, zainstalować w szkołach wykrywacze metalu, wprowadzić dla uczniów obowiązkowe mundurki. Cokolwiek. Agenci z Sekcji Badań Behawioralnych FBI, równie doświadczeni jak Quincy, nie wierzyli w proste rozwiązania. Czy masakry w szkołach stają się zjawiskiem o szerszym zasięgu, czy stanowią odosobnione przypadki? Czy te „normalne” dzieci, które dopuściły się zbrodni, zostały zmotywowane czynnikami zewnętrznymi, takimi jak media, czy może chodzi o jakiś głębszy problem, na przykład rozwojowy? Co naprawdę pchnęło tak młode istoty do zabijania i jak można było temu zapobiec?