równowagi. Spisał swoją mowę i kartka drżała mu teraz w dłoniach. Ale Rainie nie potrafiła

z nastrojem. W chwilach zadumy stawały się miękkie, łagodne, a w złości lodowate. A gdy coś Rainie intrygowało? Czy wówczas skłaniała głowę lekko w bok, rozchylała usta jakby w oczekiwaniu na pocałunek? Quincy otrząsnął się z rozmarzenia i poruszył niespokojnie w fotelu. To nie było do niego podobne, żeby myśleć w ten sposób o policjantce. Praca to praca. Zwłaszcza ostatnio. Postarał się skoncentrować na zawodowych umiejętnościach panny Conner. Była niedoświadczona, czego dowodziły podstawowe błędy, popełnione na miejscu przestępstwa i przy zatrzymaniu podejrzanego. Ale nie uważał jej za głupią. Po raz Bóg wie który doszedł do wniosku, że jest uparta, bystra i ma wrodzony zmysł analityczny. A poza tym? Zawzięta, lojalna wobec mieszkańców rodzinnego miasta, czasami dumna aż do przesady. Podejrzewał, że praca jest dla niej całym życiem, że ma niewielu bliskich przyjaciół i niewiele pozazawodowych zainteresowań. Oczywiście, trochę improwizował. Opierał się głównie na typowej charakterystyce dziecka alkoholików, które mogło wybrać jedną z dwóch dróg – pójść w ślady rodziców lub rzucić się w pracoholizm. Pierwsza możliwość w przypadku Rainie raczej odpadała, zostawała więc ta druga. Ciekawe, czy odgadł prawidłowo? W sumie nie była policjantką, jakiej oczekiwał. Kogo innego prawdopodobnie spodziewał się też Abe Sanders. Stąd te przepychanki. Z całym szacunkiem dla personelu biura szeryfa w Bakersville, jednak małomiasteczkowi policjanci, choć byli w większości zacnymi ludźmi, nie odznaczali się szczególną bystrością. Zarabiali jakieś dwadzieścia tysięcy rocznie. Prowadzili rutynowe dochodzenia. Z czasem zaczynali uważać się za panów swych http://www.bassety-adopcje.pl odczuwać ból w skroniach. Ranek, południe, wieczór. Zgryzota jest jak kac, którego nie można się pozbyć. Dlaczego telefony? Oczywista odpowiedź była taka, że ktoś chciał się do niego dobrać. Prawdopodobnie ktoś z jakiejś dawnej sprawy. Psychopaci są jak rekiny. Śmierć jego córki zwabiła ich jak krew w wodzie i teraz zbliżali się, żeby zabić. Ale dlaczego nie załatwić tego prościej? Zaatakować i wykończyć. Do diabła! Quincy nie był w formie do walki. Czy właśnie dlatego pojechał do Rainie? Bo wiedział, że jest za bardzo samotny? A może chciał sobie przypomnieć, na czym polega dobra walka? Rainie nigdy się nie poddawała, nawet kiedy przeciwnik przygwoździł ją w narożniku. Skoncentruj się, Quincy. Dlaczego telefony? - Sprawa jest poważna - stwierdził Everett. - Macie sprawdzić, w jaki sposób ogłoszenia trafiły do gazetek więziennych i na strony internetowe

jej. Twarz Rainie była jeszcze bledsza niż wczoraj, cienie pod oczami wyraźniejsze. Kolejna bezsenna noc, domyślił się, i w dodatku koszmarny poranek. Udział w sekcji zwłok nigdy nie jest miłym przeżyciem, a co dopiero, gdy chodzi o dzieci. Sądząc jednak po jej skupionej minie, Rainie nie miała zamiaru zwalniać tempa. Przypominała mu kogoś. Minęła dłuższa chwila, zanim uzmysłowił sobie kogo. Tess. Tess Williams. Inne śledztwo, wieki temu, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Tess popełniła błąd. Poślubiła idealnego mężczyznę, takiego, o Sprawdź na nazwisko de Beersa. Nie ma jeszcze potwierdzenia, ale policjanci podejrzewają otrucie. Oboje mieli na ustach białą pianę. W samochodzie był wyraźnie wyczuwalny zapach migdałów... - Cyjanek - stwierdził Quincy, a Rainie przytaknęła ponuro. - W samochodzie znaleźli też pudełko czekoladek. Dwóch brakowało. Reszta miała ten sam zapach migdałów. Lokaj twierdzi, że zanim Mary wyszła z domy, odebrała przesyłkę. Opakowanie firmy kurierskiej znajdowało się w domu. Bez adresu zwrotnego. - Ktoś wysłał Mary pudełko zatrutych czekoladek, a ona poszła z nimi do de Beersa? Ale dlaczego sama też jedną zjadła? Nie widzę w tym sensu. - Kimberly była zakłopotana. - Załóżmy - zaczął powoli Quincy - że Montgomery zauważył, że de Beers śledzi Mary. Mary prawdopodobnie znała Montgomery'ego przez