Flic znów pokiwała głową. Ruszyła w stronę domu, ale po chwili się

250 Johna jeszcze badano. - Moje biedactwo. Co za straszna tragedia! Przez parę sekund w ramionach babki Flic znów się poczuła bezpiecznie, niemal zwyczajnie. Potem z gabinetu wyszedł stary John i Sylwia skierowała się do niego. Flic cierpiała nieludzkie męki, obserwując ich razem, lecz nie słysząc ani słowa z rozmowy. Nagle oboje odwrócili się do niej i wtedy dziewczyna, której nigdy nawet nie zakręciło się w głowie, pomyślała, że zaraz zemdleje. - Co za koszmar przeżyliście! - powiedziała Sylwia do wnuczki. - Tak, to było okropne. Biedna, biedna Izabela! - Nie mogę nawet o tym myśleć... Ale co robiłyście na tym peronie? Dokąd chciałyście jechać? - Na zakupy. - Flic milczała przez chwilę. - Izabela chciała kupić buty. - Dobrze, ale dlaczego z tobą? Flic znów zaczęła płakać. - Już, już kochanie. - Sylwia objęła ją ramieniem. - W porządku, nie myśl już o tym. Johnowi powiedzieli, że może jechać do domu, więc zaraz was zawiozę, a potem wezwę doktora Lucasa, żeby was oboje obejrzał. http://www.auto-miarka.net.pl ramion. Flic cofnęła się o krok i spojrzała w jego szarą, ściągniętą twarz. Uderzył ją dziwny wyraz oczu Johna. Trwało to sekundę, może dwie. Ale na pewno się nie myliła. 44. Całą wieczność później pojechali razem taksówką do szpitala. Najpierw jednak odcięto na linii prąd, na miejsce wypadku przybyli sanitariusze i policja, zablokowano wszystkie wyjścia, żeby pospisywać nazwiska i adresy świadków. Młody człowiek, oparty o ścianę tuż obok Flic, pokazał 248 jej kamery telewizyjne i rozsądnie stwierdził, że w dzisiejszych czasach nikt nie potrzebuje świadków, skoro i tak wszystko i wszystkich się filmuje,

czasu starał się przemilczać przed bratem fakt, że sprawy mają się coraz gorzej. Wprawdzie Ethan nie należał do tych, którzy wykrzyknęliby: „a nie mówiłem?!", ale Matthew do niedawna miał nadzieję, że znajdzie jakąś ścieżkę przez pole minowe swego zastępczego ojcostwa. Dłużej tak się nie dało. Ethan, przede wszystkim, wydawał się szczerze zmartwiony, choć Sprawdź - Ufasz mi na tyle? - A nawet jeszcze bardziej. Ufam ci dosyć, by przyznać, że cię kocham. W twoim spojrzeniu, kiedy Louise cię obrażała, wyczytałem nie tylko prośbę o pomoc. Wyczytałem z niego miłość. Pochylił się i pocałował ją delikatnie. Kiedy chciał wstać, Jodie wydała pomruk protestu i przylgnęła do niego mocniej. - Opowiedz mi jeszcze o tym, jak mnie kochasz - szepnęła. - A najlepiej mi pokaż. - Popatrz na ich buzie - szepnęła Jodie do Lorenza, kiedy stali obok siebie na podwórcu Castillo, obserwując dzieciaki wysiadające ze specjalnie przystosowanego busa, który przywiózł je z lotniska. Pierwsze ofiary wojny przybyły właśnie do Castillo, zgodnie z planem Lorenza. Minął prawie rok od ich powrotu z Anglii. Oddani sobie, pracowali wspólnie nad realizacją marzeń. Wspaniałe malowidła, przywrócone do świetności, płonęły feerią barw. Odmalowane i umeblowane sypialnie czekały na dzieci, czekali też terapeuci, pokoje zabiegowe, basen i sala gimnastyczna. - To wspaniale, co robisz, Lorenzo - powiedziała Jodie z uczuciem. - Dajesz tak wiele i wnosisz do ich życia tyle radości. - Nie więcej, niż ty wniosłaś do mojego - odparł, pochylając się, by ją pocałować. Roześmieli się oboje, kiedy ich trzymiesięczny synek, którego Jodie trzymała w ramionach, wyciągnął rączkę, by pochwycić palec ojca. Hilary Norman Pasierbice