O Bo¿e, mówia o uszkodzeniu mózgu!

mieszały się z wonią jej perfum. - Chciałbyś się czegoś napić? Mam colę albo kawę, albo... - Nie, dziękuję - skłamał. Zupełnie zaschło mu w gardle. Jej włosy były ciemne i błyszczące; delikatne loki okalały twarz w kształcie serca. Świetliste oczy spoglądały na niego sponad prostego, krótkiego nosa. Vianca miała najpełniejsze wargi, jakie kiedykolwiek widział. Była ubrana w białe dżinsy, szeroki, czarny pas ze srebrną sprzączką i intensywnie różowy top, który opinał jej piersi. - Mówiłaś, że masz informacje o tej sprawie. - Tak... chwileczkę. Muszę sprawdzić, co u madre. Proszę, usiądź. - Pokazała mu kanapę w pokoju, gdzie grał telewizor. Shep czuł się staro i niezdarnie; zażenowany, przemknął obok małego ołtarza, ustawionego między salonem a jadalnią. Malowidło przedstawiające Jezusa z wyraźnie pokazanym sercem było podświetlone od tyłu. Stół pod obrazem był przykryty serwetą; całości dopełniały migoczące świece i kilka fotografii uśmiechniętego Ramóna, oprawionych w ramki. Shep poczuł się nieswojo. Urodził się w rodzinie metodystów i w tym obrządku był wychowywany, toteż nie do końca ufał katolikom; zresztą luteranom czy mormonom też nie. Nie był pewien nawet baptystów, ale się z tym nie zdradzał, bo rodzice Peggy Sue należeli akurat do tego Kościoła. Usiadł na przykrytej pledem kanapie, która czasy świetności miała zdecydowanie za sobą, i śledził wzrokiem Viancę. Miała na sobie tak obcisłe dżinsy, że widać było szczelinę między jej sprężystymi, małymi pośladkami. Shep zastanawiał się, co by czuł, gdyby udało mu się przebiec palcami albo językiem po tym seksownym miejscu. Weszła do małej sypialni; dostrzegł krawędź łoża małżeńskiego, przykrytego narzutą. Zobaczył też dwa wzgórki: stopy pani Aloise. Najwyraźniej starsza pani odpoczywała. Vianca pojawiła się po paru sekundach. Po cichu zamknęła za sobą drzwi i leciutko uśmiechnęła się do swojego gościa. http://www.auta4x4.com.pl Marla otworzyła koperte i wyciagneła z niej kopie zdjec Pam Delacroix -jesli wierzyc podpisom. Teraz, kiedy w koncu to nazwisko przestało byc tylko pustym dzwiekiem, ugieły sie pod nia nogi. Wiec tak wygladała ta kobieta. A teraz nie ¿yje. Marla patrzyła na jej rozesmiana twarz. Jasna cera, szerokie, pieknie zarysowane brwi, zielone oczy. - Bardzo podobna do ciebie, nie sadzisz? - Rzeczywiscie - wyszeptała Marla, przegladajac zdjecia. - Jest pewne podobienstwo. - Spojrzała na zdjecie Pam z młoda, mo¿e osiemnastoletnia dziewczyna o swie¿ej buzi, i pociemniało jej w oczach. Dziewczyna miała na sobie toge, jakie nosza absolwenci szkół srednich, i usmiechała sie

Nie dam rady, myslała goraczkowo, ale dotkneła go palcami, przesuwajac dłon najpierw delikatnie, potem szybciej, a¿ usłyszała zduszony, gardłowy jek. Bo¿e, pomó¿ mi. Druga reke wsuneła pod materac, szukajac rewolweru. W koncu jej palce natrafiły na chłodny metal. - Tak... o tak, mała, a teraz ciagnij... - wyjeczał Monty i Sprawdź wezwać adwokata. Skłamałaś pod przysięgą, Ruby. - Nie skłamałam. Powiedziałam, że widziałam, jak prowadziłeś wóz Nevady, i tak rzeczywiście było. - Wyszarpnęła się z jego uścisku z nadspodziewaną odwagą. Potem zamiast zmykać jak spłoszona klacz, wyciągnęła rękę za jego plecy i włożyła klucz do zamka. Próbowała otworzyć drzwi, ale Ross je blokował, a w dodatku znowu chwycił ją za rękę. Z trudem przełknęła ślinę. - Zejdź mi z drogi, Ross - warknęła. - I nigdy więcej mnie nie zaczepiaj. - A co, właśnie to robię? Zaczepiam cię? - Spodobało mu się to określenie i uśmiechnął się w duchu, kiedy zauważył, jak zbladła. Mimo że Ruby trzymała fason, sprawiała wrażenie, że zaraz zemdleje ze strachu - ku satysfakcji Rossa. Czuł się oszołomiony władzą, jaką nad nią miał. Może powinien zaciągnąć Ruby do przyczepy, spoić ją i... Ulicą przejechało policyjne auto i Ross puścił Ruby tak gwałtownie, że omal się nie przewróciła. Nie, ani na to pora, ani miejsce. Musiał zwolnić, być cierpliwym. Nie chciał kłopotów z policją. Przynajmniej na razie. Ruby