- Dziecko marnie wygląda - zauważył Nikos. - Nie chciałbym, żeby twoja duma i niechęć do mnie przesłoniły ci dobro Danny'ego. - On wcale nie jest chory. - Carrie przygryzła wargę. - W czasie ząbkowania dzieci zawsze marudzą i często mają gorączkę, ale to żadna choroba. Jak na złość lunął deszcz i Danny głośno zapłakał. - Zawiozę was do domu, czy sobie tego życzysz, czy nie - oświadczył Nikos. Nie zważając na protesty Carrie, zabrał z jej rąk wrzeszczące wniebogłosy dziecko, usadził w dziecięcym foteliku zamocowanym na tylnym siedzeniu limuzyny i prędko zapiął pasy. Carrie mogła już tylko usiąść obok Danny'ego. Nie miała innego wyjścia. R S To prawda, że wcale nie znała Nikosa Kristallisa i nie miała pojęcia, po co poszedł do żłobka, ale Danny już siedział w samochodzie i wyszarpywanie go stamtąd nie miało sensu. Poza tym malec na pewno miał gorączkę, a na dworze lało jak z cebra. http://www.annakmita.pl - Tak, w Edmonton. Kiedy ostatni raz zaglądałem, Pat-ston dłubał w warsztacie przy starym fordzie sierra. Robin, mam nadzieję, że przesadzam, ale nie podoba mi się to, co teraz czuję. - Możesz się tam jeszcze pokręcić? - Oczywiście. Allbeury odłożył telefon i wyciągnął się w fotelu, wracając myślą do innej sprawy, która ostatnio nie dawała mu spokoju: do Lizzie Piper Wade. Pięć lat wcześniej Adam Lerman, syn jego wspólnika, student ze smykałką do technik komputerowych i pasjonat Internetu, zainstalował mu w domu najnowocześniejszy komputer. Niestety,
poirytowana. - Christopherze, ty chcesz tam jechać, tak? - Jack coś zwęszył i właściwie mnie zmusił. - To jedź, do cholery! Obróciła się na pięcie i pobiegła po schodach do pokoju Jacka. Sprawdź Len cichutko dotknął ustami mojej głowy. Zaszlochałam: - Bardzo się o ciebie niepokoiłam. - Wiem. - To dlaczego na mnie nakrzyczałeś? - Sam się dziwię. Pewnie od zmieszania. - Zmieszałeś się? - nie uwierzyłam. - No tak.- Len delikatnie się ode mnie odsunął, żeby zajrzeć mi prosto w oczy. Wampir uśmiechał się, ciepło i trochę ironicznie. Jak wcześniej – znowu się rozpłakałam - teraz już ze szczęścia. – Wyobraź sobie moje położenie - dochodzę do siebie w nieznanym miejscu, obok stoi Lereena i natarczywie się we mnie wpatruje. Też na nią popatrzyłem, ukradkiem, i pomyślałem, że chyba nie muszę się śpieszyć ze zmianą postaci. Jak się okazało, niepotrzebnie... Póki rozmawialiście, naprędce obejrzałem twoją pamięć i sierść stanęła mi dęba. Nie mogłem wymyślić czegoś na poczekaniu, więc postanowiłem zataić się i poczekać na odpowiednią chwilę. To znaczy mniej nieodpowiednią, dlatego że wszystko zwaliłaś na siebie (chyba tak będzie; Len jest bardzo skomplikowanym wampirem, tak jak jego wypowiedzi – przyp. red). Kiedy Orsana się uparła, zrozumiałem, że nie mogę dłużej czekać, zmieniłem postać, wyrwałem miecz od łożniaka, który stał najbliżej i obciąłem/zniosłem mu głowę. Wy, na szczęście, nie zmieszaliście się i zaczęła się taka zawierucha, że ghyr zmartwychwstał! A ty na dodatek zaczynasz na mnie wrzeszczeć, o coś oskarżać i nie wytrzymałem... A potem zachowywałem się jak chłopak. A ty gniewałaś się, skrywałaś myśli i nie wiedziałem co o tym myśleć i jak się zachowywać w stosunku do ciebie. - A ja – do ciebie - przyznałam się zmieszana. -- Zmieszałam się, Len... - Zmieszałaś się? – przedrzeźnił mnie. -- Wolha, my idioci! A jeszcze chwaliliśmy się, że tak się świetnie znamy... - Tak - chrząknęłam, ukradkiem wycierając nos. – nawet o sobie tyle nie wiedziałam. Na¬ przykład, od kiedy mam takie piękne oczka. Wampir od razu spoważniał. Ciężko westchnął, zasępił się między nami znów zawiał lekki wiatr obcości. - Że tak... wcześniej czy później i tak musiałbym ci wszystko opowiedzieć. Tylko nie myślałem, że odbędzie się to w taki sposób... że będę czuć się winnym i usprawiedliwiać się, ale... Wolha, nie wyznaczałem cię na strażniczkę. I, bądź moja wola, na armatni wy¬strzał nie podpuściłbym cię do Kręgu. Co?! - speszyłam się.