- Cóż, pewnie masz rację.

cytowany. — Nauka idzie jednak stale do przodu. Tom Fields poczuł, że przenika go dziwny chłód i że zaczyna drętwieć. — Słuchaj no — odezwał się schrypniętym głosem. Schwycił sprzedawcę za klapy i przyciągnął do siebie. Blo- czek z formularzami zamówień poszybował daleko. Przera- żony sprzedawca głośno przełknął ślinę. — Posłuchaj, co ci powiem — cedził Tom przez zęby — budujecie coraz większe roboty — mam rację? Co roku nowe modele, 93 wyposażone w coraz lepszą broń. Wy i wszystkie inne fir- my udoskonalacie ciągle wyposażenie po to, by mogły się wzajemnie niszczyć. — Och — zapiszczał oburzony ekspedient. — Modele oferowane przez Allied Domestic nigdy nie zostają zniszczone. Trochę może ucierpią tu czy tam, ale niech mi pan wskaże choćby jeden, który byłby trwale niezdolny do walki. Sprzedawca z godnością odszukał swój bloczek i wygła- http://www.altrider.pl plecach. Bobby zasiadł okrakiem na korpusie Niani. Pod- ekscytowany uderzał piętami o jej boki i podskakiwał w górę i w dół, na przemian. — Ścigajmy się dookoła domu! — zawołała Jean. — Dalej, wio! — krzyknął Bobby. Olbrzymi kulisty owad, brzęczący i szczękający, zbudowany z rozmaitych przekaźników, trzaskających fotokomórek i lamp elektro- nowych ruszył z chłopcem na plecach. Po chwili wypadli z pokoju. Jean biegła tuż obok Niani. Zapadła cisza. Rodzice znowu byli sami. — Czyż ona nie jest zdumiewająca? — zapytała pani Fields. — Oczywiście, roboty w dzisiejszych czasach to

- A poza tym skąd bierze pani tę niezłomną pewność, że to nie on? - natarł Santos. - Czy pani wie, kim jest Śnieżynka? Myśli pani, że to potwór, że wystarczy wyjść na ulicę, żeby rozpoznać go w tłumie? Otóż nie. Ten chory człowiek ukrywa się pod maską. Zdaje się miły, może być wzorowym pracownikiem, ot, choćby uroczym, bezbronnym chłopcem. Gloria zbladła jak płótno. - Santos... - Jackson próbował pohamować przyjaciela, ale ten tylko podniósł rękę na znak, żeby milczał. - Ten pani Pete miał okazję, wiele okazji. Mieszka w Dzielnicy. Zadaje się z dziewczynami z ulicy. Przez całą noc jest w ruchu. Parkuje samochody, może wziąć, jaki zechce, wie, że nikt nie będzie z nich korzystał przez wiele godzin. - Co chcesz powiedzieć? Sugerujesz, że Pete... że on... - zwilżyła wysuszone wargi. Sprawdź - Tak myślisz? - Zaśmiał się, ale nie zabrzmiało to zbyt wesoło. - Jesteś za smarkata, a ja zbyt doświadczony. Od tamtego spotkania nic się nie zmieniło. Jednak wbrew temu, co jej wmawiał, Gloria nie wydawała się wcale smarkata. W jej oczach była mądrość kogoś, kto, podobnie jak on, wiele przecierpiał. Nie miał ochoty się z nią rozstawać. Odwrócił twarz, poruszony własnymi myślami i zdumiony, że w jakimś sensie boi się tej dziewczyny. Tak, bał się, że pokocha ją i będzie przez nią cierpiał. - Chcesz usłyszeć niemiłą prawdę, Glorio St. Germanie? Otóż nie moglibyśmy być razem. Wykluczone. I nie chodzi tylko o różnicę wieku. Zirytowany, zawiedziony, przeczesał włosy palcami. Irytację mógł zrozumieć, ale skąd poczucie zawodu? - Nie chodzi tylko o ciebie, ale o takie jak ty, w ogóle. - Takie jak ja? - powtórzyła smutnym głosem. - Bogate i zepsute? - Owszem - przytaknął bez wahania. - Bogate, zepsute, rozpieszczone. Nie masz pojęcia o życiu, o prawdziwym życiu. Nie widziałaś nigdy brudu, nie wiesz, co to cierpienie. Skakano wokół ciebie, podsuwano ci wszystko pod nos. Bawisz się w te swoje bunty, bo tak naprawdę nie obchodził cię nigdy nikt poza tobą. Dotknął ją do żywego, przebił skorupę zadziorności i pewności siebie. Wcale go to jednak nie cieszyło. - Skąd wiesz? - zapytała cicho. - Skąd wiesz, co czuję? - Spójrz na siebie! Co tu jest do odgadywania? Chodzisz do jakiejś wypindrzonej prywatnej szkoły. Założę się, że starzy zapisali cię tam, ledwie się urodziłaś. Czesne wynosi pewnie więcej niż roczny dochód normalnego człowieka. Mieszkasz w Garden District. W starym domu, który opisują w przewodnikach po Nowym Orleanie. Macie dwoje, troje służących, a tacy jak ja wpuszczani są kuchennymi drzwiami. Tatuś jeździ rollsem, matka ma brylanty i przynajmniej dwa futra. Tym razem role się odwróciły. To Gloria chciała odejść, a Santos chwycił ją za rękę. Przytrzymał i zmusił, żeby spojrzała mu w prosto oczy.