z auta i chwyciwszy Mikeya za rękę, pobiegła w bok.

Na ten dźwięk natychmiast przybiegła Eliza, flirtująca na dole ze służącym Marka. Gdy tylko weszła do pokoju, wyczuła paskudny humor swojej pani. Nie zdziwiła się, widząc urwany sznurek dzwonka. - Co za obrzydliwa rudera! - krzyknęła Oriana. - Nie zamierzam pozostać tu ani dnia dłużej. Elizo, zacznij się pakować. - Ale... ale... - Rób, co każę! - ucięła ostro Oriana. Potem zwiesiła nogi z łóżka, włożyła pantofle i wzięła z biurka kartkę. Za jej plecami Eliza zerknęła na porzucony na łóżku list i oczy jej rozszerzyły się z przerażenia. Milordzie - pisała Oriana - z największą przyjemnością przystaję na pana prośbę. Moim zdaniem ten dom nie nadaje się nawet dla świń, życzę więc szczęścia z tą nieciekawą świętoszką. O. Baverstock. - Dopilnuj, by markiz to otrzymał - powiedziała, włożyła list do koperty, zakleiła i zaadresowała do Lysandra. Poczuła się znacznie lepiej. Wyjadą z tej dziury w południe i już na wieczór znajdą się w domu. To co, że markiz nie spełnił jej oczekiwań, nie on jeden na świecie! Przecież jest ładna, dobrze zabezpieczona na przyszłość, a w morzu pływa jeszcze mnóstwo ryb. Wymyślą z Markiem jakąś banalną historyjkę dla ojca i nikt się nie dowie, jak głęboko ją tu poniżono. Clemency miała właśnie wyjść na śniadanie, gdy rozległo się pukanie i weszła Molly. - Przepraszam, panienko, przyniosłam list od jego lordowskiej mości. - Pokojówka zauważyła wypieki na policz-kach dziewczyny i zaraz wysnuła własne, zupełnie prawid¬łowe wnioski. Biedaczka, pomyślała, zakochała się w mar¬kizie. Wszyscy wiedzą o konieczności sprzedania Candover Court, więc jaki będzie jej los? Z pewnością pan nie poślubi ubogiej guwernantki, a Molly wątpiła, czy panna Stoneham zechce wziąć pod uwagę inne możliwości. Na dole wrzało już od plotek, że Baverstockowie zostali odprawieni. Zadzierająca nos Eliza nie zdradziła się ani słowem, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że goście nie pakują się tak nagle bez żadnego powodu. Baba z wozu, koniom lżej, pomyślała Molly. Przyszło jej nagle do głowy, że powinna powiadomić o tym pannę Stoneham; to, że panna Baverstock uwzięła się na nią, było wśród służby tajemnicą poliszynela. - O ile wiem, panienko, panna Baverstock opuści Candover jeszcze dzisiaj - powiedziała Molly. Clemency obracała w palcach przyniesiony Ust, lecz na słowa dziewczyny podniosła głowę. - Doprawdy? - zapytała zaskoczona. - Na dole nie mówi się o niczym innym. Eliza domagała się przyniesienia kufra panny Baverstock, ich powóz zaś ma zajechać o jedenastej. - Nie powiem, żebym czuła szczególny smutek - odparła Clemency. Wymieniły spojrzenia. - Wiem, że nie powtórzysz nikomu moich słów. - Cała służba jest za panienką - powiedziała Molly serdecznie. Dygnęła i wyszła, wesoło podśpiewując coś pod nosem. Molly uwielbiała, gdy coś się działo, a przez ostatnie dwa tygodnie nie było tu ani chwili nudy. Clemency usiadła na skraju łóżka i drżącymi palcami otworzyła list. Był dosyć zwięzły. http://www.abc-psychoterapia.com.pl - Przypisuje pani porannym zdarzeniom zbyt duże znaczenie. Czy naprawdę sądzi pani, że zszokowały mnie słowa Amy? Myśli pani, że zdziwiłem się, słysząc, że zakochuje się pani we mnie? - Zaśmiał się z udawanym rozbawieniem. - Zdziwiło mnie jedynie, że nie stało się to dużo wcześniej. W końcu jestem niezwykle atrakcyjnym mężczyzną... Nie wierzyła własnym uszom! - Oglądam się co rano w lustrze przy goleniu, panno Tyler. Wiem, że wyglądem przypominam bohaterów romansów. Natura obdarzyła mnie wzrostem i urodą, a jest to kombinacja, której kobiety nie potrafią się oprzeć. Jestem też wdowcem z dziećmi, co szczególnie silnie działa na kobiecy instynkt macierzyński. Co więcej, jestem lekarzem. Kobiety zawsze zakochują

dzieci były tak podniecone, że nie była w stanie nad nimi zapanować. Kłóciły się przez cały czas. Ucichły dopiero wtedy, gdy zjechali na żwirową drogę prowadzącą do wielkiego domu dziadków. Scott nie odezwał się ani słowem, ale Willow widziała napięcie w jego ruchach. Tak mocno zaciskał dłonie na kierownicy, Sprawdź Lex i Willow zostali sami. R S - A teraz, skarbie... - Chwycił ją za rękę. - Taniec, który mi obiecałaś. Z pewnością nie była jego skarbem i nie obiecywała mu, że z nim zatańczy, ale niegrzecznie byłoby odmówić, więc pozwoliła poprowadzić się na parkiet. Z przyjemnością stwierdziła, że Lex wspaniale tańczy. Zatraciła się w rytmie muzyki. Uwielbiała taniec i po chwili zapomniała o całym bożym świecie. Scott zdawał sobie sprawę, że zachował się niegrzecznie. Powinien wejść do środka. Wyszedł, ponieważ nie mógł przebywać z Willow w jednym pomieszczeniu. Co było z nim nie