znaleźć kogoś, kto zajmie się dzieckiem. Dzwonił już

jego dłoń ze swego ramienia i schyliła się nad Dannym, by sprawdzić, czy niczego mu nie brakuje. A potem wyprostowała się i powiedziała dobitnie: - Nie znam cię. R S - Musimy porozmawiać, a na ulicy nie da się tego zrobić - stwierdził stanowczo Nik - więc może wejdziemy do kawiarni. Carrie się zawahała, przygryzła wargę. Rozumiała, że nie uniknie tej rozmowy; wolała już mieć to za sobą. - Dobrze, ale nie mam zbyt wiele czasu - powiedziała, wyjmując dziecko z wózeczka. - Danny niedługo się zmęczy i będę musiała położyć go spać. Usiedli przy stoliku w kącie kawiarni. Siedzący na kolanach Carrie Danny niebezpiecznie wyciągał łapki do jej filiżanki z kawą. Odsunęła krzesło od stolika, żeby malec nie mógł dosięgnąć filiżanki, po czym spojrzała na Nikosa. Ani myślała pozwolić sobie na przypuszczenie, że ten człowiek rzeczywiście mógłby jej zabrać Danny'ego. Pół roku temu zawiadomiła http://www.abc-budowadomu.org.pl/media/ Ash obudził się z głębokim przekonaniem, że dzięcioł wybija mu dziurę w czole. Z jękiem obrócił się na bok i syknął przeciągle; potworny ból przeszył całe ciało. Prawda, spadł przecież z konia. Zamknął na powrót oczy, walcząc z mdłościami. Kiedy żołądek trochę się uspokoił, Ash ostrożnie podniósł powieki, rozejrzał się wokół. Siedział przy kuchennym stole, to była ostatnia rzecz, jaką zapamiętał. Siedział przy stole i pił whisky prosto z butelki, a teraz leży w swoim łóżku, we własnym pokoju. Jak się tu dostał? Maggie go tu przetransportowała? Rory? Z pewnością nie.

- Mi? - Wampirzyca skrzywiła się, jakbym złożyła jej złą ofertę. -- Nie. Myślałam, że Nadwornej Zielarce. Zresztą Kella jest już zbyt stara na Strażniczkę. Uczciwie mówiąc, ja nie pojmuję, dlaczego on już dawno nie usunął jej ze stanowiska, i jeszcze pozwala sobą dowodzić. Gdybym była na jego miejscu, Zielarka znałaby swoją rolę. - Tak, nami już nie będziesz dowodzić. - zawarczałam, krzywiąc się na niewzruszonych Strażników, ściskających moje nadgarstki, jak dwa stalowych pręty. Mnie, poniżająco rozpiętą między dwoma wampirami, zaciągnięto do samego miasta. Dobrze, że choć pozwolili naciągnąć ofiarowany przez Orsanę but, inaczej ja bym do krwi zdarła sobie skórę na bosej nodze. Jeszcze dwójka strażników prowadziła pod uzdę ogiery. Rolar i Orsana, jednakowo nasępiwszy się i zachowując dumne milczenie (to było nietrudne, Straże same przerywały każdą próbę rozmowy), trzęśli się w siodłach ze skrępowanymi za plecy rękoma. Wilk biegł obok, nie dając wampirom schwycić się lub chociażby odwiązać linki. Przy domie Narad (w arlijskim wykonaniu on bardziej przypominał kupieckie stragany z białego elfickiego granitu) rozłączyli nas – przyjaciołom nakazali iść dalej, a mnie, po godzinnym oczekiwaniu na ganku, powlekli na “audiencję”. Choć bardzo to dziwne, Lereenię pochlebiał ten niecodzienny komplement. Ona niedbale machnęła ręką, wampiry wypuściły mnie i zgodnie cofnęły się na krok. Jeszcze jeden ruch, i zostałyśmy w domu same. Potarłam poobijane nadgarstki. Ciekawie, może ona czytać moje myśli? Ja na wszelki wypadek postawiłam magiczną obronę od telepatii, lecz nie czułam się bezpieczna. To zaklęcie szybko rozpadało się, wypadało odnawiać je co pięć – dziesięć minut, a to drażniło, odczyniało i mieszało się z innymi zaklęciami. - Siadaj - kiwnęła Władczyni na jeden ze stołków, zwróconych w stronę długiego stołu w centrum sali. Sprzeciwianie się było głupotą. Lereena wstała, z głośnym stukaniem obcasów przeszła się po marmurowej podłodze i siadła naprzeciwko, sczepiwszy ręce pod brodą. Pojedynek spojrzeń przegrałam w pierwszej minucie. Patrzeć jej prosto w oczy było nieznośnie, szczera pogarda mieszała się w nich z litością - tak jak stary wilk patrzy na szczekającego szczeniaka, który przez głupotę zagrodził mu drogę do owczarni. - To jego sprawa i jego prawo. - nareszcie odezwała się Władczyni. -- Ważny rezultat. Sądzę, że pojawiłaś się w Arlissie, by przeprowadzić obrzęd na moim Kręgu? Czemu dogewski ci się nie podoba? Sprawdź - Kto to był? Podniosła wzrok i zobaczyła Christophera, który w nieco lepszym, ale nadal okropnym, stanie stał w progu w białym płaszczu kąpielowym. - Odpowiadałam na różne telefony. Ten był od Robina Allbeury'ego. - Czego on chciał od ciebie? - Myślał, że wciąż jestem w trasie, pytał, jak mi idzie. - Umilkła na chwilę. - Wiesz, że jedliśmy razem obiad w zeszłym tygodniu. - Jak milutko. - Co ma znaczyć ten ton? - Oburzenie wróciło. - Kolacja z adwokatem od rozwodów...