stanowią szczęśliwą parę, która po raz pierwszy w życiu zobaczyła na własne oczy swoje nienarodzone dziecko. Posadził ją w swym sportowym samochodzie i poszedł powiedzieć Spiro, żeby sam wrócił do domu. Pomyślał, że mimo wszystko ma szczęście. Przecież mógł nie zauważyć, że Helen zajmuje się Dannym, nie zorientować się, że to właśnie na dziś wyznaczono termin badania, nie zdążyć na czas i nie zobaczyć własnego dziecka. Z daleka widział Carrie. Siedziała w samochodzie, patrzyła na zdjęcie z ultrasonografu i płakała. Musiała go dostrzec kątem oka, bo prędko otarła oczy i założyła ciemne okulary. Nie chciała, żeby oglądał jej łzy. Zabolało go to, choć sam najlepiej wiedział, że to wyłącznie jego wina. Własnoręcznie wykopał między nimi głęboką rozpadlinę i trzeba się będzie natrudzić, żeby ją z powrotem zasypać. Paskudnie potraktował Carrie, ignorował i ją, i dziecko, bo przestraszył się odpowiedzialności. Nie przyszło mu do głowy, że dla http://www.abc-budowadomu.org.pl po oprawionej fotografii ciemnowłosej kobiety, prawdopodobnie żony, oraz trójki dzieci w różnym wieku, z których żadne nie zdradzało podobieństwa do chudego, wymizero-wanego detektywa. Keenan położył torbę ze śniadaniem na biurku i powiesił płaszcz przeciwdeszczowy. - To pańskie? - spytała, czując, nie wiedzieć czemu, ukłucie zazdrości. Keenan pokiwał głową z uśmiechem. - Niestety, nie jestem aż takim dżentelmenem, żeby oddać pani swoje cappuccino, ale jeśli ma pani ochotę na kawę, to zaraz przyniosę filiżankę cieczy z maszyny.
płakać. Nawet nie ukrył twarzy w dłoniach, pozwolił, by łzy płynęły mu po policzkach. - Na miłość boską! - syknęła Sandra. - Skoro ja potrafię się opanować, to czemu i ty nie możesz? - Dlaczego tatuś płacze? - spytała Irina. - Bo jest mu smutno, kochanie - odpowiedziała Sprawdź - Nie bój się,- wyszeptał w odpowiedzi,- wszystko idzie jak trzeba. Jeżeli Lereena spróbuje zmienić obrzęd, to ci od razu powiem. - A jeśli nie zdążysz? - żałośnie zapytałam, zaczynając panikować przed nieznanym. Dziwny na mnie popatrzył: - Nic ci się nie stanie. Zresztą, sama zobaczysz. Najważniejsze – przestań się bać. - Dobrze co tak mówić… - poczułam, że teraz naprawdę chcę do toalety, ale postanowiłam się nie przyznawać. Lereena wyciągnęła z fałdy sukienki sztylet, podrzuciła go na dłoni, odwróciła się i wyciągnęła go do mnie. Wzięłam i nieomal nie upuściłam – sztylet był bardzo miękki. Wyrzeźbiony z jakiejś słoniowej kości, bo był lżejszy niż drewniany. Rękojeść - nie wypolerowana, a gładka i jedwabista sama w sobie - tak miękko leżała na dłoni, że wydawało się, że jest przedłużeniem ręki. Samo ostrze przypominało półprzezroczyste pióro - cienkie, ze głównym trzonem i odchodzącymi od niego żyłkami. Popatrzyłam przez “pióro” na świat, który stał się przez to blado - różowy, a żyłki uzyskały piękny purpurowy kolor jak żyły. Widziałam już kiedyś coś takiego, pokazywali mi kielich z takiego tworzywa, napełniali go wodą i demonstrowali, jak zmienia kolor przy odrobinie jadu. - Ile sztyletów uzyskuje się z jednego jednorożca? - zainteresowałam się, skrywając oburzenie. Razem z Lenem rozmawialiśmy o tych legendarnych istotach, a wampir twierdził, że ich wymieraniu winni są ludzie, którzy zabijają jednorożce ze względu na drogocenne rogi i zupełnie jadalne, jakoby lecznicze, mięso. - Pięć-sześć,- spokojnie odpowiedział Rolar, nie zauważając moich emocji jakie dotyczyły tego pytania. – Jeśli spiłuje się czubek rogu, najwyżej jedną trzecią, za rok znów odrośnie. Jedna klinga wystarcza na kilka lat, jest bardzo trwała. - Pierwszy raz widzę, żeby róg jednorożca wykorzystywać w celach śmiercionośnych, a nie leczniczych. - Rytualnych, - poprawił wampir. – Nie można go zatruć, a nawet wybrudzić. Rany naniesione tym ostrzem szybko się leczą. - A na kogo będą je nanosić? - Na siebie. Wolha, przestań zachowywać się jak tchórz. Będzie kilka kropli krwi i to wszystko. - Może połóż się koło niej? - przerwała rozdrażniona Lereena. – Nie mogłeś jej wcześniej wszystko wyjaśnić?