- Co to ma znaczyć? - zaskrzeczała ciotka Fiona. - Czuję się, jakby mnie porwano!

Alexandra skinęła głową i ruszyła za Emmą do jadalni. Potrzebowała jakiegoś zajęcia, żeby zapomnieć o Lucienie Balfourze. - Zapomnij o niej - poradził Robert. - Zdobyłeś się na tytaniczny wysiłek, ale nic z tego nie wyszło. Koniec. Lucien puścił Fausta kłusem, nie oglądając się na wicehrabiego. Poprzedniej nocy w klubie Boodle'a wypił za dużo whisky, ale za to mógł teraz tłumaczyć fatalne samopoczucie łomotem w głowie, zamiast przyznawać się, że cierpi w powodu Alexandry Beatrice Gallant. - W Londynie są setki dam, które z radością wyjdą za ciebie za mąż. - Wcale nie z radością - burknął, zaczynając kolejne okrążenie po pustej ścieżce dla powozów. - Owszem. Jesteś bogaty, przystojny i utytułowany. Niewielu kawalerów może się poszczycić tymi trzema przymiotami jednocześnie. - Nie próbuj mnie pocieszać. Nie jestem w nastroju. - Zauważyłem. Dlatego staram się pomóc. Kilcairn ściągnął wodze. - O kogo byś się starał, gdybym postanowił ożenić się z Rose albo gdyby ona ci odmówiła? - zapytał, kiedy wicehrabia się z nim zrównał. Robert wzruszył ramionami. - Nie wiem. O Lucy Halford albo Charlotte Templeton. Ale znalazłem Rose i oboje jesteśmy bardzo szczęśliwi. http://www.abc-budowadomu.com.pl - Zależało mu tylko na jednym. I dostał, czego chciał - wycedziła jadowitym głosem. - Nieprawda! On... Zawahała się. Dlaczego Santos nigdy nie powiedział wprost, że ją kocha? Miałaby teraz oparcie w jego słowach. Rzuciłaby je rodzicom w twarz. - Kocham go - dokończyła cicho. - Z całego serca. Hope chwyciła ją za ramię i potrząsnęła. - Opamiętaj się, Glorio! Byłaś dla niego jedną z wielu, kolejną przygodą, epizodem. Miał dziesiątki dziewcząt. Sprawdziłam. - Nie wierzę ci - szlochała Gloria. - Były inne, ale jemu zależy tylko na mnie. Ojciec podszedł do Glorii z ciężkim westchnieniem, objął ją. - Rozumiem cię, córeczko - zaczął tonem pocieszenia. - Uwierzyłaś, że go kochasz. Jest starszy od ciebie, bardziej doświadczony. W twoim wieku żyje się złudzeniami. To moja wina, wiem. Powinienem był ci powiedzieć, jacy potrafią być mężczyźni, jak potrafią zwodzić, żeby tylko dostać, co chcą. Chłopak jest w stanie zrobić wszystko, byle tylko... Och, tak mi przykro, kruszynko. Wiem, jak musisz cierpieć... - Nie mów tak do mnie! - Gloria wyrwała się z ojcowskich objęć. - Dawno temu straciłeś prawo, żeby tak mnie nazywać! Cofnął się o krok, wyraźnie dotknięty. - Glorio, ja... - Nic nie wiesz o Santosie! Nie wiesz i go obrażasz! On jest dobry, serdeczny... Kocha mnie, wiem, że kocha! Możecie sobie mówić, co chcecie, a ja i tak z nim będę!

nią prosić cię o przysługę. - W takim razie chcę ją usłyszeć. Tym razem Lucien się zawahał. - Ale konieczna jest dyskrecja. Robert aż się zatrzymał. - Chwileczkę. Earl Kilcairn Abbey prosi mnie o dyskrecję? Sprawdź - Zdeklaruj się wreszcie. Muszę wiedzieć, że jesteś mój. Muszę wiedzieć, że mamy wspólną przyszłość. - Postąpiła krok w jego stronę. - Chcę mieć dzieci, rodzinę, naszą rodzinę... Nie było mu łatwo tego słuchać. Z jednej strony chciał spełnić jej pragnienia, nawet obiecać więcej, niż mógł. Czuł się z nią dobrze. Bardzo dobrze. Cenił ją, szanował, podziwiał. Ale nie kochał. I nie chciał skrzywdzić. Odkaszlnął. - Sam nie wiem, czego chcę, Liz. Nie jestem pewien, czy... czy tego samego co ty. Zobaczył łzy w jej oczach i przez moment pożałował swoich słów. - Dobrze, Santos. Rozumiem. I proszę cię tylko o jedno... Musisz podjąć decyzję. Niekoniecznie teraz. Wiem, że nie jest ci lekko, ale chciałabym, żebyś wziął to pod uwagę. Santos... pomyśl o nas... - Położyła dłonie na jego ramionach. - Myślę, że moglibyśmy być szczęśliwi, ułożyć sobie życie, we dwoje. Nie od razu, ale muszę wiedzieć, że kiedyś tak będzie... Kocham cię – powtórzyła i pogłaskała go delikatnie po policzku. - Wiem, że twoje uczucia nie są aż tak głębokie, ale myślę, że to się zmieni. Nie walcz z uczuciami, Santos. Obiecuję, że cię nie skrzywdzę. I że zawsze będę twoja. Na pewno wszystko się ułoży i będziemy... szczęśliwą rodziną. Szczęśliwa rodzina. Zawsze chciał mieć szczęśliwą rodzinę. Dlaczego więc nie idzie za nią jak w dym? Położył swoją dłoń na jej dłoni. - Chciałbym powiedzieć ci to, co chcesz usłyszeć. Ale nie mogę. Nie teraz. - Rozumiem, ale ja tak nie potrafię. Nie umiem żyć w niepewności, nie chcę karmić się nadzieją. Teraz twój ruch - zakończyła. Santos skinął głową. - Dobrze, Liz. Zastanowię się.